piątek, 29 września 2017

{Ania. Biografia Anny Przybylskiej}


Są takie książki, na które się czeka i które, gdy już się je trzyma w dłoniach, ciężko jest otworzyć. Bardzo chciałoby się je już przeczytać, ale trudno jest zacząć. A gdy już zaczniesz chcesz, żeby ta historia nie kończyła się tak, jak wiesz, że się kończy...

Dwa dni temu swoją premierę miała pierwsza biografia Ani Przybylskiej - "Ania" autorstwa dziennikarzy: Grzegorza Kubickiego i Macieja Drzewickiego. Nie ukrywam, że czekałam na tę książkę i wiedziałam, że nie będzie to łatwa lektura. Nie znałam Ani osobiście, ale czuję, że gdyby nasze drogi się kiedyś spotkały, mogłybyśmy zostać kumpelkami. Bo tej "dziewczyny z sąsiedztwa" nie dało się nie lubić. Nie da się też zapomnieć tego kontrastu między pięknym, filigranowym ciałem i niskim, pozornie zupełnie niepasującym głosiskiem. Tej twarzy z oczami wiecznie zachwyconego dziecka i uśmiechem promiennym jak słońce. I nie dało się nie płakać, gdy trzy lata temu (05.10.2014) spadła na nas wiadomość o jej śmierci. 

Nie mam w zwyczaju płakać, gdy odejdzie ktoś zupełnie mi obcy, ale tego dnia naprawdę nie mogłam powstrzymać łez. PIsałam o tym na instagramie i wiele osób - sądząc po komentarzach - czuło podobnie. Może płakałam dlatego, że była niewiele starsza ode mnie? Może dlatego, że młoda, piękna, zdolna, spełniona prywatnie i zawodowo? Może dlatego, że w trakcie najważniejszej walki w życiu - o to życie właśnie - musiała jeszcze znosić paparazzi czyhających na nią i jej bliskich pod domem? A może wszystko to razem? Bardzo żałuję, że przegrała tę walkę, że nie udało jej się znaleźć w tych 2% osób, którym udaje się pokonać raka trzustki.

Dwa ostatnie wieczory spędziłam w towarzystwie świetnej babeczki. Patrzyłam, jak z małego chuligana zmienia się w piękną kobietę, jak łamie serca, zachwyca reżyserów swoją naturalnością przed kamerą, jak staje się matką trójki dzieci. Jak zmaga się z trudną codziennością w Łodzi, jak kipi szczęściem w Turcji i jaki spokój bije od niej, gdy jest w rodzinnej Gdyni. Jak ustawia pracę zawodową pod to, co dla niej najważniejsze - rodzina. 

Książka pełna jest fotografii z prywatnego archiwum rodziny i przyjaciół Ani. Pełna jest opowieści, o których dotąd nikt nie słyszał. Jest zabawna, przetykana anegdotami z życia prywatnego i zawodowego, pełna wzruszeń i mnie nie udało się pozostać obojętną - płakałam jak bóbr. Dlatego nie będę dużo pisać. Najlepszą zachętą do lektury są słowa Krystyny Przybylskiej, mamy Ani:

"Czytam stronę po stronie. Uśmiecham się, złoszczę, płaczę. 
W końcu zamykam książkę i jedno mogę Wam powiedzieć: oto jest Ania."

Ps. książkę zamyka jedno z najpiękniejszych zdjęć Ani, jakie widziałam. Autorzy nie mogli wybrać lepiej... 
k

24 komentarze:

  1. Aż chce się przeczytać po takim wprowadzeniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i naprawdę bardzo polecam. Warto przeczytać i warto pamiętać o Ani.

      Usuń
  2. Zapowiada się ciekawie więc na pewno warto będzie przeczzytać!

    OdpowiedzUsuń
  3. I love it when people get together and share ideas.
    Great site, stick with it!

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że Ani nie ma już z nami :(

    OdpowiedzUsuń
  5. to jest kolejna pozycja na mojej liście do kupienia.. piękny wstęp!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Polecam, dobrze się czyta. I chciałoby się, żeby to była historia kogoś innego, a najlepiej zmyślona... zwłaszcza zakończenie.

      Usuń
  6. Zdecydowanie kolejna pozycja na mojej liście! Piękne wprowadzenie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszesz świetne recenzje. Tak mocno od siebie! :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. To już wiem, po co teraz do księgarni :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiem na pewno, że tę książkę przeczytam. Ostatnio czytałam wywiad z siostrą Ani i był naprawdę poruszający.

    OdpowiedzUsuń
  10. Słyszałam o tej książce, ale jeszcze po nią nie sięgnęłam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tego co widzę to książka musi być dobrze napisana

    OdpowiedzUsuń
  12. O takich dobrych, pięknych ludziach trzeba książek temu światu!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzisiaj przechodząc obok księgarni zauważyłam ten album i pomyślałam, że śmierć Ani to ogromna strata. Pamiętam, że jak ją ogłoszono to nie mogłam uwierzyć. To niemożliwe, żeby ktoś tak kipiący energią i młodością odszedł. Świetna recenzja książki, bardzo mnie zachęciłam do przeczytania i obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Spytam z ciekawości, bo nigdy się tym nie interesowałem tak naprawdę. Skąd się wzięła taka fascynacja postacią Ani Przybylskiej? Wiem, że była aktorką, pamiętam ją z kilku filmów, ale nigdy nie mogłem ogarnąć dlaczego jest postacią wystawianą na tak wysoki piedestał? Ludzie płaczą, inspirują się, piszą książki, a ja nie mogę zrozumieć dlaczego. Nie pytam jakoś sarkastycznie, tylko, autentycznie, nie rozumiem tego fenomenu.

    Kub.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kub. Dzięki za ten głos. Widzisz, z Anką sprawa wygląda dla mnie tak, że nie chodzi do końca o karierę i wybitne role. Chodzi o to, że dziewczyna z sąsiedztwa, całkiem zwyczajna choć niezwyczajna, osiągnęła sukces bez znajomości, bez bywania na ściankach. Ja nie czytałam tej książki jako biografii wybitnej artystki - tego Anka nie zdążyła udowodnić. Ale zdążyła pokazać, że była fajną dziewczyną, ze świetnym poczuciem humoru, z talentem i priorytetami. I o takiej fajnej, zwyczajnej choć niezwykłej dziewczynie jest ta książka. Pozdrawiam. Kasia.

      Usuń
  15. Ja też płakałam trzy lata temu a i teraz oczy niebezpiecznie zaczynają mi się szklić... ech.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestem już po lekturze i książka naprawdę mi się podobała. Czytaniu towarzyszyło wiele emocji, był śmiech, ale były też łzy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak myślałam że taka będzie książka to tej super babce! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo chętnie poznałabym jej historię. Pamiętam ją fragmentarycznie - z serialu, z afery o zdjęcia do Playboya, z filmu o chłopaku, co chciał do lotnictwa, a dali go do marynarki i który potem uprowadził samolot... Ale zupełnie nic nie wiem, o jej życiu.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)